08
05
2014
Pierwszy rząd na brooklyńskim pokazie Dior Cruise 2015
Kolekcje cruise (aka resort) są robione dla tych, którym luksusowe, kompleksowe zakupy dwa razy do roku (RTW) nie wystarczają. Zaczyna się bowiem lato, zmieniamy strefy klimatyczne i bez nowej garderoby ani rusz. Przy okazji cruise są obłędnie drogie i charakterystyczne, zatem ich termin ważności wynosi dokładnie 2 miesiące - kupujesz teraz, pakujesz do kufrów Louis Vuitton, zabierasz na rajską wyspę, do Miami albo Saint Tropez, a zanim przyjdzie jesień ukrywasz w garderobie niczym pamiątkową pocztówkę w rodzinnym albumie. I nie ma co patrzeć na rok na metce - to, że ktoś przebiegle napisał 2015 jest jedynie pochlebstwem, w które wierzyć nie można. Strój się przeterminuje zanim nadejdzie kolejny sezon.
Nie wszyscy szyją cruise, ale prawda jest taka, że klienci mają nieustanną potrzebę nowości i ekscytacji, a ubrania współczesnym kobietom nudzą się szybciej niż szminka w nowym kolorze. Dlatego w pewnym momencie jedynym sposobem na zwabienie ich do butików i skuszenie do zostawienia kilku tysięcy w lokalnej walucie stała się maksymalizacja ilości wypuszczanych kolekcji.
Za ojca linii cruise uważa się Christiana Diora, który w 1948 roku, w samym środku epoki, w której za szczyt modnego luksusu uważano organizowane zimą rejsy płynące w poszukiwaniu egzotycznego słońca, zaprojektował kolekcję sukien, żakietów i dodatków pod hasłem Resort & Spring. Dzisiaj, prawie siedem dekad później, ta same tradycje nadal pozostają żywe pod paryskim szyldem, a pieczę nad nimi stanowi bezbłędny dyrektor kreatywny Raf Simons, który najnowsze projekty cruise, na sezon 2015, zaprezentował w minioną środę w Nowym Jorku, w zupełnie niezwykłych okolicznościach.
Gości poproszono o punktualne (to dosyć ryzykowne w świecie, w którym kwadrans spóźnienia jest absolutnie en VOGUE, ale na szczęście tym razem się udało) stawianie się w jednym z małych portów na Manhattanie, skąd wszyscy wyruszyli w podróż wspaniale przygotowanym, żółtym promem Dior poruszającym się po East River w stronę Brooklynu. Na miejscu przybyłych witali lampką szampana przystojni panowie w marynarskich mundurach, by chwilę później cały pierwszy rząd mógł wypełnić się diorowskimi kreacjami, torebkami i szpilkami dumnie noszonymi przez miłośniczki marki, ulubienice i przyjaciółki Rafa Simonsa, wreszcie twarze znane z kampanii Dior. Nie mogło zabraknąć więc Marion Cotillard, Rihanny czy Olivii Palermo, a na wybiegu pojawiła się Daria Strokous. W pokazie udział wzięły także trzy polskie modelki - Ola Rudnicka, Magdalena Jasek oraz Kasia Jujeczka.
W sumie w kolekcji zaprezentowano 66 genialnych sylwetek (tu można zobaczyć całość) z motywem bardzo wysokiej talii, geometrycznych - asymetrycznych, trójkątnych albo kwadratowych - dekoltów, a ponad wszystko abstrakcyjnych printów graficznych. Część nadruków Simons odnalazł w archiwach domu mody i poddał je własnej intepretacji, by swoim stałym zwyczajem unowocześnić klasyczną wersję. Tym razem tradycyjne elementy Dior poddano kreatywnej obróbce w nowojorskim stylu!