Czy kino wciąż potrafi zaskakiwać, zadziwiać i poruszać tak głęboko, że pozostaje w pamięci na długo po napisach końcowych? Pierwsza połowa 2025 roku udowadnia, że tak – i to z wielką siłą. Wśród tytułów, które wypełniły sale kinowe znalazły się zarówno powroty mistrzów, jak i intrygujące debiuty oraz autorskie eksperymenty. Od monumentalnego klasyka Paolo Sorrentino, przez włoską psychokomedię z twistem, aż po cyberpunkową medytację Bonga Joon-ho i gotycki horror Roberta Eggersa – najlepsze filmy 2025 roku to prawdziwa mozaika tematów, stylów i emocji. Poniżej zestawienie tytułów, które wyznaczają tegoroczne filmowe kierunki – zarówno estetyczne, jak i emocjonalne.
„Wielkie Piękno” to wizualna oda do Rzymu i duchowego wyczerpania jego bohatera – Jepa Gambardelli (Toni Servillo). Film powstał w 2013 roku, a polska premiera miała miejsce 3 sierpnia 2013 podczas Festiwalu Filmu i Sztuki „Dwa Brzegi”. Teraz, ponad dekadę później, Stowarzyszenie Kin Studyjnych zdecydowało o jego powrocie na wielki ekran – wyłącznie w repertuarze kin studyjnych. To nie reedycja, a kinowe wydarzenie, które przywraca magię wielkoformatowego doświadczenia filmowego.
Sorrentino, wyróżniony Oscarem za ten film, kreśli portret człowieka uwięzionego między pozorem życia towarzyskiego a głębokim kryzysem egzystencjalnym. Rzym staje się tu metafizyczną przestrzenią pełną przepychu, znużenia i wspomnień. Każdy kadr, każde ujęcie Luca Bigazziego, to osobna opowieść. Powrót tego filmu na ekran to także znak, że klasyczne kino nie starzeje się – dojrzewa.
fot. materiały dystrybutora
Nowa komedia romantyczna Paolo Genovese, „Follemente. W tym szaleństwie jest metoda”, zamienia randkę w fascynujący teatr myśli. Główna para, Lara i Piero, poznaje się podczas pierwszego spotkania – ale na ekranie widzimy nie tylko ich rozmowy. Widz obserwuje również ich wewnętrzne persony, zmaterializowane w postaci aktorów, którzy reprezentują ich myśli, lęki, oczekiwania i sprzeczne emocje. To innowacyjna forma narracji, która nie tylko bawi, ale też odsłania, jak bardzo nasze decyzje zależą od głosów w naszej głowie.
Polska premiera filmu z miejsca przyciągnęła uwagę widzów ceniących sobie kino inteligentne, ale przystępne. Genovese, znany z „Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie”, kolejny raz udowadnia, że potrafi rozbroić widza uśmiechem, a jednocześnie trafić prosto w czuły punkt. To nie tylko komedia o miłości, ale portret współczesnych ludzi, którzy bardziej niż siebie słuchają… siebie samych.
fot. materiały dystrybutora
„Babygirl” to prowokacyjny thriller erotyczny w reżyserii Haliny Reijn, który wnikliwie bada władzę, pożądanie i granice tożsamości w relacjach zawodowych i intymnych. W roli głównej występuje Nicole Kidman jako Romy – wpływowa szefowa firmy technologicznej z Nowego Jorku. Jej poukładane życie zaczyna się chwiać, gdy do zespołu dołącza młody, charyzmatyczny stażysta Samuel (Harris Dickinson). Początkowo niewinna fascynacja przeradza się w coraz bardziej intensywną i niebezpieczną relację, w której zacierają się role dominującej i podporządkowanego.
Reijn tworzy napięcie poprzez precyzyjne inscenizacje, duszną atmosferę i konfrontacyjne dialogi. Film nie unika kontrowersji – dotyka tematów takich jak różnica wieku, dynamika władzy, seksualna kontrola, a także granice konsensualności. Kamera balansuje między intymnością a inwigilacją, stawiając widza w roli zarówno świadka, jak i uczestnika.
fot. materiał prasowy
Pablo Larraín w „Maria Callas” nie opowiada historii kariery ikony opery. On ją kontempluje. Angelina Jolie w tytułowej roli przedstawia Marię nie jako gwiazdę, lecz kobietę schodzącą ze sceny – zmęczoną, zranioną, samotną. Film skupia się na ostatnich dniach jej życia w Paryżu, rozpisanych retrospekcyjnie na miłość, żal i niedopowiedziane nuty.
Polska premiera od pierwszych dni po premeirze wzbudziła zainteresowanie zarówno środowiska muzycznego, jak i kinomanów. Larraín tworzy film nie o głosie, lecz o jego braku. O pustce, która zostaje, gdy już nie ma dla kogo śpiewać. Kamera portretuje intymność i dystans – zarówno wobec świata, jak i siebie. Jolie nie gra legendy – ona pokazuje człowieka.
fot. materiały dystrybutora
Bong Joon-ho, laureat Oscara za „Parasite”, wraca z filmem zupełnie innego kalibru – futurystycznym, mrocznym i filozoficznym „Mickey 17”. Robert Pattinson wciela się w klona wykonującego niebezpieczne misje na lodowej planecie. Każda jego śmierć skutkuje pojawieniem się kolejnej kopii. Problem zaczyna się wtedy, gdy stary Mickey wcale nie chce zniknąć.
Film zyskał status kultowego zaraz po premierze, mimo podzielonych opinii. Bong wykorzystuje klasyczne motywy sci-fi – kolonizację, klonowanie, bunt jednostki – by opowiedzieć historię tożsamości i wolności. „Mickey 17” to nie efektowny blockbuster, lecz psychologiczna podróż, gdzie granice między światem wewnętrznym a zewnętrznym stale się zacierają. Z jednej strony – hipnotyzujące efekty wizualne. Z drugiej – głębokie pytania o etykę, świadomość i prawo do istnienia. Film, który nie daje się zapomnieć – i nie daje prostych odpowiedzi.
fot. materiały dystrybutora
„Queer” to intymny, hipnotyczny film Luki Guadagnino, zrealizowany na podstawie niedokończonej powieści Williama S. Burroughsa. Osadzona w Meksyku lat 50. opowieść śledzi losy Williama Lee (grany przez Daniela Craiga) – samotnego, uzależnionego Amerykanina, który obsesyjnie zakochuje się w młodszym mężczyźnie (Drew Starkey). To jednak nie klasyczny romans, lecz przejmujący portret pragnienia, alienacji i tęsknoty za połączeniem z drugim człowiekiem.
Guadagnino rezygnuje z linearnej narracji na rzecz wrażeniowego kolażu – emocji, gestów, spojrzeń i halucynacyjnych wizji. Kamera nie tyle obserwuje bohaterów, co wnika w ich stany psychiczne. W „Queer” ciało i język są jednocześnie narzędziem komunikacji i źródłem bólu. To bez wątpienia kino nie dla każdego, ale dla tych, którzy pozwolą się uwieść, może stać się doświadczeniem głęboko osobistym.
fot. materiały prasowe
Najlepsze filmy 2025 roku? Nie mogło zabraknąć także filmowych guilty pleasures. Bridget wróciła – starsza, dojrzalsza, ale wciąż rozbrajająco ludzka. „Bridget Jones: Szalejąc za facetem”, czwarta część kultowej serii, trafiła do kin w lutym 2025 roku i od razu wywołała ogromne poruszenie wśród widzów. Tym razem poznajemy Bridget jako wdowę po Marku Darcy’m i samotną matkę dwójki dzieci, która – po latach – znów próbuje odnaleźć się w świecie randek, aplikacji i emocjonalnych niepewności.
Film, oparty na powieści Helen Fielding, łączy charakterystyczny humor z głębszą refleksją nad stratą, dojrzewaniem i drugą młodością. Obok Renée Zellweger w tytułowej roli, na ekranie pojawiają się m.in. Hugh Grant, Leo Woodall i Chiwetel Ejiofor. Nowe postacie wnoszą świeżość, ale to Bridget – pełna sprzeczności i uroku – wciąż trzyma całość w emocjonalnej równowadze.
fot. materiały dystrybutora
Violet Affleck w ONZ: głos pokolenia Z o long COVID, zdrowiu publicznym i czystym powietrzu
Komedie romantyczne, które trzeba obejrzeć – TOP 10 filmów jako 10 okazji do śmiechu na chłodne wieczory 2025
„Tego lata stałam się piękna” – jak naprawdę kończy się historia Belly?
Gdzie zjeść najlepsze lody w Warszawie? 7 miejsc, które trzeba odwiedzić
Filmy oparte na faktach Netflix: 7 doskonałych produkcji, które trzeba zobaczyć
5 sygnałów, które mówią, że twoja skóra traci kolagen. Jak im zapobiegać?
Marynarki na jesień 2025, które lansują czołowi projektanci. Oto fasony, które zdominują ulice