
Rozpuszczona córeczka bogatych rodziców? Żywa lalka Barbie? A może przebiegła bizneswoman, roztropnie zarządzająca swoim imerium? Gdy mowa o Paris Hilton, 32-letniej dziedziczce hotelowej fortuny, wszystko wyżej wymienione po trosze okazuje się być prawdą, bo oto kochająca kolor różowy i małe pieski amerykańska dziewczyna (urodzona i wychowana w NY, ale duchowo i stylistycznie przynależąca bardziej do LA) potrafi nie tylko wydawać ciężko zarobione przez dziadka Conrada pieniądze, ale przy okazji świetnie idzie jej ich zarabianie.
Kolekcje sygnowanych jej nazwiskiem butów, okularów, perfum i ciuszków dla psów za każdym razem, choćby nie wiadomo jak koszmarnie kiczowate były, sprzedawały się świetnie, a ona z czystym sumieniem powiększała prywatną kolekcję pastelowych autek, bo przecież ile można jeździć błękitnym Bentleyem?
W tym miesiącu amerykańskie ELLE przypomina o jej istnieniu, a przy okazji pokazuje kawałeczek jej słodkiego królestwa – samochodzik w kolorze pianki Marshmallow, poduszki z nadrukowanym portretem właścicielki oraz gromadkę miniaturowych pieksów różnej maści.
Zdaje się że jej zawodem jest po prostu czuć się świetnie i dobrze się bawić, bo Paris, mimo usilnych starań, piosenkarką / gwiazdą filmową nie została. Niestety ani uznani reżyserzy, ani koleżanki i koledzy aktorki jej wciąż nie doceniają, ale przecież… stars are blind.